Od soboty w domu. Dochodzimy do siebie. Podróż pociągiem z Zurychu 0900 o w domu 2100 w Zielonej Górze. Z Bazylei mieliśmy bezpośredni ekspres do Berlina. Koleje niemieckie są wspaniałe.
Na dworcu głównym w Berlinie- Janek zachwiał się na schodach ruchomych- od upadku uratował go refleks młodego Niemca, który jechał za nim… Sobota trzeci dzień po biopsji…
W domu- mama przychyliła niebo – Janek dochodzi do siebie- ale i nerwy puściły… dopiero w domu można odreagować to wielkie spięcie i walkę.
Bardzo nam w tym pomogli nasi gospodarze w Zurychu pani Irmina i jej narzeczony Daniel. Oboje są tancerzami baletu Opery w Zurychu. Nie przyjechaliśmy w dobrym momencie. Akurat byli po premierze do baletu o Niżyńskim do muzyki z koncertów Fryderyka Chopina. https://www.opernhaus.ch/en/spielplan/calendar/nijinksi/season_50348/
Pani Irmina tańczy Mamę słynnego tancerza. Mama Niżyńskiego była Polką – a on uważał się za Polaka. Szkoda, że nie mogliśmy obejrzeć tego przedstawienia. Ale może taki balet należy pokazać w Polsce???
https://bachtrack.com/review-nijinsky-goecke-zurich-ballet-and-opera-opernhaus-zurich-march-2019
Zaakceptował nas także piękny śnieżnobiały syberyjski kot Leon, który przychodził do nas w nocy i grzał Jasia nogi.
Pani Irmina jest wrażliwa empatyczna pełna czułości i serdeczności – otoczyła Jasia opieką prawie jak Mama. Czuliśmy się jak we własnym domu. Jasiu był rozpieszczany- poznał smaki najlepszych szwajcarskich czekolad. Poczęstowano nas świetną kuchnią w wydaniu Dana – artysty także kulinarnegoJ Zupa z zielonego groszku z fetą… rewelacyjna
Spędziliśmy kilka wieczorów na opowieściach… zaprzyjaźniliśmy się – i będziemy szczęśliwi jeśli wpadną do nas na kawę w Zielonej Górze, skąd pochodzi Pani Irmina. Kolejne złote serca na naszej trudnej drodze. Bezinteresowna Pani Irmina prawdziwy anioł. Dziękujemy !!!
Byliśmy niedaleko szpitala. W sobotę zostaliśmy specjalnie jeszcze jeden dzień w Zurychu – na wszelki wypadek, gdyby coś się działo. Wybraliśmy się na długi spacer. Janek nadrabiał miną- ale widziałem, że bardzo szybko się męczy… Nie chce żadnych środków przeciwbólowych- rana na głowie go swędzi- ale bólu nie ma dużego i nie chce żadnych tabletek.
W niedzielę rozpaliliśmy kominek- włączyliśmy komedię- i przytulanie na fotelu. Potem nasz ulubiony program „twoja twarz brzmi znajomo” Dodżi zaczepiała Janka i przyniosła wszystkie swoje gryzaki do rzucania- i wpychała swój uśmiechnięty pyszczek do drapania za uchem…
Po powrocie skrzyknął się z kolegami na nowego Marvela do kina. Uzupełnił zapas smakołyków – i zniknął w swoim pokoju .
Babcia Krysia miała operację w piątek- wszystko poszło dobrze- dochodzi do siebie. W szpitalu w Sulechowie. Mały szpital- prowadzony w doskonały sposób. Poziom opieki nad pacjentem jak w szpitalu w Zurychu. Wszystko zależy od ludzi, którzy kierują firmą. Widzimy to w pociągu z Berlina. Polski pociąg obsługa niemiecka. Wyraźnie czytane komunikaty po niemiecku i angielsku- miła Pani konduktor- sprawdza bilety z uśmiechem – życzy przyjemnej podróży… Po przekroczeniu granicy komunikaty znikają. Jak ktoś dobrze zaśnie… może obudzić się w Przemyślu… szkoda, że tak jest.
Przed nami trudny okres- oczekiwania na wyniki biopsji… waży się los Janka. Czy wyniki dadzą szansę na nową skuteczną terapię? Czy może immunoterapia działa i jest wszystko w porządku? Czy…?
Profesor Van Gool z kliniki w Kolonii dzwonił do Profesor Mueller – która jest bardzo ciekawa, ile komórek szczepionki immunologicznej znajdą w pobranym wycinku guza. To „sprawdzam” dotyczy także immunoterapii. Czekanie na wynik… jest jak spoglądanie na ciężką deszczową burzową chmurę zbierającą się powoli nad głową… Z każdym dniem czarniejsza… Może strzelić błyskawicą i gradem – a może odpłynąć i dać miejsce błękitnemu niebu…. Nie da się nie spoglądać w niebo. Tak bardzo wierzymy, że nad chmurami jest jeszcze jedna instancja- do której apelujemy z całego serca.
Boże zmiłuj się nad nami…
Mocno trzymamy kciuki za zdrowie Jasia ♡♡