Kilka słów o przytulaniu

Dziś parę słów o przytulaniu. Janek roześmiany urwis jak każdy nastolatek w pewnym momencie przestał być małym pieszczochem…a stał się chłopakiem , który nie tylko nie lubił całowania ciotek, ale potrafił głupio odpowiedzieć ojcu na pytanie o tróję z matmy, albo nie uslyszeć prośby mamy o wyniesienie śmieci… Zaraz…no zaraz… Drzwi do łazienki zamykały się od pewnego momentu na zamek…Za to z pokoju dochodziły ryki z głośników podczas gry z kumplami w lola… A kiedy przyszli koledzy, to obecność starych była mile widziana jak przynieśli paczkę chipsów i Coca colę.
Możesz ściszyć to wycie??? To ja słyszałem od swojego Ojca i w końcu usłyszałem siebie jak mówię to do Janka.
Bunt nastolatka to coś normalnego. Sami tacy byliśmy. Mama i tata stali się starymi co się bez przerwy czepiają… A kumple to było towarzystwo wśród którego najlepiej spędzać czas. Dlatego trening szermierki to była nagroda nie obowiązek… – bo nie pójdziesz na trening jak nie odrobisz lekcji- najgorsza kara… A szkoła była całym życiem…. Na widok Janka zawsze kilka buź dostawało rogala od ucha do ucha. Na swój widok biegli do siebie… i zaczynały się niekończące się bzdety o minecrafcie, albo jak przejść z poziomu na poziom w jakiejś grze… Rozrabiaka znikał wśród kumpli… nawet nie oglądał się za Mamą znikającą w samochodzie.

I potem przyszła choroba. Zadziorny Janek stanął przed przeciwnikiem, z którym żaden nastolatek nie powinien się mierzyć. Ten przeciwnik nie przestrzega żadnych zasad fair play… Jest podstępny i perfidny, okrutny i bezlitosny…pozbawia sił i nie liczy się z uczuciami chłopaka…odziera z intymności i nie obchodzi go wstyd nastolatka… Po dawkach sirolimus cała buzia pokryła się trądzikiem… / to najmniej istotny skutek uboczny- powiedział lekarz/ nasz śliczny chłopiec bał się spojrzeć w lustro… po sterydach buzia zaokrągliła się jak księżyc… jeden z najlepiej wysportowanych szermierzy nagle znalazł się na wózku- a chodzenie możliwe jest tylko za ręce z ojcem… Kąpiel z mamą, do toalety z tatą… czujecie to???
I nagle ten wymagający czasem upierdliwy ojciec i gderająca matka okazują się jedynymi ludźmi na świecie, którzy rzucają wszystko i stają obok swojego nastolatka. Walczymy razem. Oczywiście rodzeństwo które jest w domu tak często jak tylko można- dołącza się do przytulania i pomaga ze wszystkich sił… Siostra ze Szwecji, siostra i brat z Warszawy… małe bratanice… Nasz kolczasty jak kaktus Janek powoli stał się kimś kim się nie jest w tym wieku. Kimś dla kogo przytulenie, ręka która zwichrzy włosy, pocałunek jest jak lekarstwo. Coś czego by się normalnie wstydził staje się potrzebne jak chleb. Mamy swoje procedury… kiedy idziemy krok za krokiem, kiedy jest zmęczony- robimy misia. Przytulam go do serca. I możemy za chwilę dalej iść. Kiedy już dotrze do swojej kanapy w salonie… słyszę tato smeraj… masaż stóp – szczególnie tej nogi, która nie chce chodzić… pomaga. I prawej reki, która wywijała szpadą, a teraz bezwładnie leży obok- jak nie swoja… Co chwile podchodzimy do Jasia i pieścimy go jak trzylatka. Mama całuje najczulej po czole i włosach… Pomaga nam Dodżi – waruje przy Jasiu, który godzinami gładzi jej pluszową sierść. Nasz lekarz Przyjaciel, który odwiedza nas w domu- powiedział, że bycie nastolatkiem to najgorszy okres dla człowieka na taką chorobę… i całkowicie się z nim zgadzam.
I kiedy widzimy spokój Janka, jego cierpliwość, kiedy to wszystko znosi- mądrość, kiedy godzi się na to wszystko, bo wie, że mama i tata to miłość- i przed nimi nie musi się wstydzić… to oprócz wielkiego bólu i współczucia, jakie wypełnia nasze serca czujemy też wielki szacunek do tego chłopaka. I dumę, że to nasz syn. Cholernie dzielny…

Tags: No tags

Comments are closed.