Wyprawa do Częstochowy…
Babcia Jola – Michała- szermierza z klubu Janka- z rodziny Klimków , z którą jesteśmy zaprzyjaźnieni od 30 lat? Zadzwoniła do drzwi… panie Marku – musicie pojechać… jest świetny ksiądz pustelnik… niech pomodli się nad Jasiem… cuda się zdarzają… Za chwile rozmawiałem już z super sympatyczną Panią Renatą- główną organizatorką- zero problemu- wszystko załatwione w minutę… jedzie Pan z naszą pielgrzymką… Ojciec Daniel w drodze wielkiego wyjątku w kaplicy przy swojej pustelni odprawi dla nas – pielgrzymów z Zielonej Góry – specjalne nabożeństwo…
Wróciłem do domu… Jasiek sceptyczny- babcia Krysia bardzo chętna- Mama Gosia tez dała się namówić… Janek postawił warunki- jedziemy swoim samochodem- tylko na jeden dzień. Przeważył argument- zaliczamy wszystkie Burger Kingi i Mc Donaldy jakie będziesz chciał… – to jeszcze jest wielki dzieciak… chociaż czułem, że mimo, że kłóci się z Panem Bogiem… bardzo chce, żeby to była prawda…
Jedziemy po nadzieję… ostatnio czuliśmy deficyt…
Wyruszyliśmy o drugiej w nocy- Pustelnia ojców Paulinów jest w małej wiosce pod Częstochową, która nazywa się Czatachowa… Google maps – 4 godziny 22 minuty… – frunęliśmy jak na skrzydłach – i o 0700 rano byliśmy pod kaplicą.
Nie było podjazdu dla wózków… trzeba było przedzierać się zjazdem po trawie… w końcu ukazało się wnętrze kapliczki – dopieszczone w najmniejszym szczególe… wyrzeźbione w drewnie… oblane światłem porannego słońca – które wpadało przez lootwarte okna…
Bardzo skromny wystój… ale wszystkie najważniejsze wizerunki mojej wiary- w jednym miejscu. Od lewej- Obraz Jezusa miłosiernego- Jezu ufam Tobie…. Obok portret Św. Faustyny – trochę schowany pod wizerunek gołębicy i promieni światła- Duch Święty… dalej przepiękny obraz Matki Boskiej – twarz pięknej zatroskanej kobiety która patrzy człowiekowi prosto w duszę… – tabernakulum Chrystus… Jan Paweł II, na filarach Ojciec Pio i Archanioł Michał…
Było nas kilkanaście osób… po chwili weszło trzech mnichów w brązowych habitach przepasanych skórzanym pasem… usiedli przed Bibliami i w ciszy zakłócanej tylko śpiewem ptaków za otwartymi oknami zaczęli czytać… promienie słońca rozświetlały kaplicę…
Patrzyłem na twarz Jezusa, Marii, Jana Pawła II –prawą ręką trzymałem Jasia siedzącego na wózku inwalidzkim za rękę – kochani- ufam Wam całe życie? Dlaczego?
Jezus -przypomniałem sobie Jasia, który jako małe dziecko bawił się ze mną w rozmawianie z Jezusem. Ile razy przejeżdżaliśmy w Świebodzinie obok ogromnej białej postaci Jezusa – mówiłem do 3,4 letniego Jasia – cześć Jasiu… gdzie jedziesz? – Do babci… a byłeś grzeczny? – I Tu padały różne odpowiedzi- prosto z dziecięcego serduszka… a na końcu – zawsze mówiłem- pamiętaj Jasiu uważaj na siebie – ja Ciebie kocham… a mały Jasiu odpowiadał – dobrze- ja ciebie tez kocham Jezusie. I tak sobie po drodze rozmawiali przez kilka minut- zanim wielka figura Jezusa – nie zniknęła z oczu.
Jezu- przecież on Ciebie tak kochał… a Ty jego…
W kaplicy słychać było tylko szelest przewracanych stron Biblii przez mnichów
Matko… Ty najlepiej wiesz co czuję- patrzyłaś oniemiała z bólu- jak krzyżują Ci syna- niewinne Twoje dziecko- który przyszedł powiedzieć ludziom o miłości- Boga do nas i o potrzebie tej wzajemnej –człowieka do człowieka… Za to spotkała Go okrutna bezlitosna śmierć na Twoich oczach…
Janie Pawle – patronie Jasia.. daliśmy mu Twoje imię- bo Cię kochamy- cała rodzina – Ty nas przyprowadziłeś do Boga… byliśmy pogubieni- i pewnego dnia- pod Twoim wpływem- z miłości i szacunku- całą rodzina pojechaliśmy do Częstochowy – do spowiedzi i do komunii… Pojechaliśmy wtedy jak do Matki po pomoc – i otrzymaliśmy ją… dziś znów pielgrzymujemy do Niej- do tej której Ty Janie Pawle zawierzyłeś siebie- a my za Twoim przykładem zawierzyliśmy Jasia dając mu Twoje imię, żebyś go nam pilnował i prowadził przez życie… a on siedzi koło mnie na wózku… i walczy o życie…
I wtedy pomyślałem o VII piętrze onkologii dziecięcej… o tym świecie wypartym ze świadomości społecznej… zapominanym przez wszystkich- świecie dzieci chorujących na raka… czy jest miejsce w Polsce- które głośniej codziennie woła do Boga???
Zadzwonił dzwon… rozpoczęła się Msza Św. – bez kazania – a mnisi, których wiąże klauzura milczenia – pierwszy raz przemówili. Najpierw pieśń do miłosierdzia Bożego- Jezu ufam Tobie i za chwilę ewangelia Mt 20. 25 A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. 26 Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. 27 A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, 28 na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu».
…na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu…
I wtedy zrozumiałem po co pojechaliśmy do tej pustelni… mój syn – syn człowieka – po to przyszedł, żeby podobnie jak Pan który patrzy na mnie i pyta się czy naprawdę mu ufam???
Nie po to, żeby mu służono – a tego oczekujemy dla naszych dzieci w najlepszej wierze- żeby im świat służył- dobrą pracą- bogactwem – zdrowiem… a my żebyśmy mogli cieszyć się ich powodzeniem i szczęściem… takie są pragnienia nasze…
Lecz – aby służyć i dać życie na okup za wielu…
Czyli wyście go wybrali Jezu, Matko, Janie Pawle, żeby dosłownie poszedł za Jezusem drogą cierpienia??? Wybraliście Go do takiej wielkości??? Bo właśnie jego kochacie lubicie i wiecie, że da radę??? Żeby coś się wydarzyło, co ma szansę przełamać niemoc człowieka w walce z tą straszną chorobą? Żeby dał okup za wiele tych małych dzieci w tym szpitalu i w szpitalach na całym świecie??? Żeby dokonało się coś wreszcie na tym padole łez i cierpienia w szpitalu onkologicznym??? Nie macie innego sposobu??? Tylko ukrzyżowanie niewinnych i najlepszych???
Widocznie nie macie- skoro Jezus też musiał zostać zabity na krzyżu w okrutny sposób…
I wybraliście Go – bo właśnie Janek jest silny mądry odważny szlachetny… tak jak się wybiera najdzielniejszego żołnierza do najtrudniejszej misji?
I ja mam się z tym pogodzić – jak Matka Jezusa – wiedząc, że to Boży plan…
Czas w tym milczącym Kościele zaczął płynąć szybko… Podeszliśmy z Jankiem do Komunii Św. – czułem, że Janek odczuwa ulgę… po Mszy znów bardzo długa cisza – adoracja Najświętszego Sakramentu… różne myśli szybko przebiegały mi przez głowę… dzień wcześniej poszliśmy z Jankiem do kina- na drugą część Avengers- w której uczeń liceum- w wieku Jasia- zostaje kolejnym Spidermanem. To zwykły chłopiec- wcale nie chce być bohaterem. Marzy o obecności swojej pierwszej szkolnej miłości- woli być na wycieczce szkolnej z nią – to jest jego największe marzenie- a tu nagle na świat spada wielkie zło- z którym musi się zmierzyć jako Spiderman. W filmie jak w bajce jest happy end- zło zostaje pokonane- a piękna dziewczyna daje bohaterowi całusa…
Czy w naszej historii też jest happy end?
w momencie w którym pomyślałem – że Janek może mieć pewność zbawienia- mnich wstał- podniósł Monstrancję i pobłogosławił obecnych. Jakby na potwierdzenie mojej myśli… Ufaj – za to co zrobił dla innych, za to ogromne cierpienie, będzie zbawiony- czyli uratowany dla życia wiecznego. Ufaj. To nie koniec. On będzie zbawiony.
Na koniec każdy podszedł do Ojca Daniela po osobiste błogosławieństwo- Mnich kładł swoje dłonie na głowie- modlił się i czynił znak krzyża… podałem mu intencję z prośbą o modlitwę.. O uzdrowienie Jasia… prośbę o cud… ale myślę, że ja tego cudu doznałem w tym małym kościółku… spojrzałem na nasz los z zupełnie innej strony… Nigdy tak nie myślałem wcześniej. Raczej szukałem winy w sobie… w innych- myślałem że mamy do czynienia z Dies Irae- gniewem Boga- … a tu do mnie dotarło, że to miłość Boga tak wygląda… realna dotykalna- jak cierpienie i śmierć. Z obietnicą życia.
Wsiedliśmy w samochód – pojechaliśmy na Jasną Górę. Babcia Krysia dopiero w domu nam się przyznała, że spełniliśmy jej wielkie marzenie. Ma 82 lata- ale była w Częstochowie pierwszy raz. Janek był zmęczony- nie chcieliśmy i nie mogliśmy przedłużać wycieczki- bo przed nami jeszcze 6 godzin drogi z powrotem – w korkach i upale… jak się okazało…
Starczyło czasu na to, żeby wejść do kaplicy – babcia z mamą obeszły ołtarz pogrążone w modlitwie … a my widzieliśmy wzrok Matki Boskiej skierowany jakby prosto na Jasia…. I usłyszeliśmy słowa ewangelii Mateusza 22. 36 «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe? 37 On mu odpowiedział: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. 38 To jest największe i pierwsze przykazanie. 39 Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. 40 Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy».
Bóg kocha sercami ludzi… i chce być kochany przez miłość do człowieka. Nie abstrakcyjnego, którego nie znamy- ale tego, którego nam konkretnie stawia na swojej drodze.
Jankowi postawił cały oddział onkologii dziecięcej jako zadanie.
Nie tylko Jankowi-… Kubie Frankowi Julce Marcie Hani Adasiowi Piotrusiowi Marysi… to są prawdziwi avengersi… najdzielniejsi z dzielnych- oni nie są gotowi poświęcić swoje życie – ale postawieni oko w oko ze smokiem- wcielonym złem- walczą całymi dniami miesiącami latami- dzień po dniu- ból, cierpienie, eksperymenty, operacje, kryzysy, worki z chemią, przetaczanie krwi… cierpią w walce ze śmiercią i chaosem… cierpią z godnością, są odważni do szaleństwa i zdają najtrudniejszy na świecie egzamin.
Ci którzy płacą najwyższą cenę- dołączają do gwardii Archanioła Michała – jako najdzielniejsi z dzielnych. Upominam się o nich wobec świata, który najchętniej by udał, że ich nie ma. Tak mało pomocy dostajemy w tej walce od Państwa – nie tylko naszego- podobnie jest na całym świecie- guzy mózgu u dzieci – to zepsute statystyki medyczne- to lekarze, którym umierają pacjenci- to najtrudniejsza opieka medyczna która kończy się klęską…
A tak dużo pomocy dostajemy od zwykłych dobrych ludzi, którzy nas otaczacie opieką i miłością. Bo czyste serca dobrych ludzi czują i wiedzą jaka walka tu jest toczona i o jaką stawkę. Wy traktujecie nasze dzieci jako bohaterów. System jak wstydliwą porażkę.
Musimy zmienić ten system !!!
Całe swoje dorosłe życie wierzę – moja droga do wiary prowadziła przez bunt… Powiedziałem Bogu twarde sprawdzam- przeczytałem tonę książek o filozofii i Biblię od deski do deski –- pewnie nie jeden raz… wierzę w to, że jako abstrakcja istniejemy niepowtarzalni wieczni – nazywamy to duszą.
Podoba mi się rozważanie na temat abstrakcji… czy cyfra jeden – istnieje? Dokładnie wiemy co oznacza cyfra 1- abstrakcję- różną od zera i dwójki- niepowtarzalną cechę… w nieskończonej ilości liczb- jak my… już umiemy nasz genotyp zapisać szeregiem liczb… Każdy człowiek jest inną liczbą-
– ale kiedy istnieje? Tylko wtedy, kiedy Ktoś ją pomyśli… to tak. Myślimy jeden- pojawia się tez przedmiot o którym myślimy. Ktoś pomyślał moją liczbę – i ja zmaterializowany przez miłość. Sprawa zbawienia jest podobna… uratowania z chaosu abstrakcji – wpisania do księgi życia –do planu, który tworzy świat- po stronie życia- porządku – światła- energii – po to, żeby w innym świecie tą liczbę – naszą duszę – jako sprawdzoną – pomyśleć – obdarzyć życiem – materią – sensem- w innym wymiarze w inny sposób- ale nie zmieniając jej istoty. To się nie stanie bez planu- bez Boga- bez Mądrości, która stworzyła nasz świat. Taka jest nasza wiara – wierzymy w takie zmartwychwstanie… powtórne pomyślenie naszej abstrakcji. Wierzymy, że ten umysł, który stworzył nasz świat- wpisze nas w księgę życia. I wykorzysta … wierzymy w rozsądzenie- tego czy się nadajemy- czy można coś na nas zbudować- czy jesteśmy gotowi na poświęcenie – na cierpienie – na miłość… jak złoto jesteśmy wypalani za życia, które jest próbą… czy będziemy cząstką chaosu – czy porządku???
Czy spotkamy się po śmierci? Jest wielka szansa- bo nie ma bliższych sobie abstrakcji niż rodzina- dzieci pochodzą od rodziców- to z naszych genów powstaje nowe niepowtarzalne życie- nowa liczba… jeśli zostaniemy wpisani do Księgi Życia- to tuż obok naszych dzieci rodziców- przodków… to znów sprawa wiary…
Nasze waleczne dzieci chore na guzy mózgu – … one zdały najtrudniejszy egzamin- z punktu widzenia Boga – osiągnęły to po co tu przyszły. Zdały na szóstkę- uratowane- zbawione- zapraszamy do loży zwycięzców. Za chwilę, jako najdzielniejsi dostaną nowe zadania… tu na Ziemi zostajemy my – ze swoją straszną rozpaczą- poczuciem żalu i niesprawiedliwości- bo przecież odbiera nam się naszą miłość… największy skarb.
Wczoraj w małym kościółku stanął przede mną sam Chrystus i zapytał – Marek ufasz mi???
Z płaczem na kolanach… mówię… Jezu ufam Tobie.