Rezonans

Rano pobudka…
Kocica spała z Jasiem…rezonans… Jesteśmy u Michała starszego brata Jasia. Dostaliśmy samochód i na 0730 byliśmy już w CZD.


Janek nic nie mógł przełknąć na śniadanie, więc na badanie idzie głodny. W windzie zatrzęsła mu się broda… Przytuliliśmy go z całych sił. Przed rezonansem trzeba jeszcze wbić się w port port, czyli wejście do tętnic wszczepione przy sercu. Pani pielęgniarka wbija we wszyty pod skórę lejek igłę z zaworkiem. I dopiero wtedy podaje heparynę, która uruchamia i odblokowuje wejście przez które podczas rezonansu podaje się kontrast wydobywający na zdjęciach nowe komórki…najlepiej żeby ich nie było. Boimy się świecenia kontrastu.
Trzeba trochę się nabiegać po szpitalu zanim rozsuną się drzwi do rezonansu.
Pani Doktor Dyżurna na siódmym piętrze musi wypisać skierowanie- Jak tam Janek? Chyba wszyscy śledzą nasz los.
W końcu jesteśmy. Janek? Miałeś być o wpół do ósmej…jesteś zakłuty?  -Tak. – No to zapraszam…
Ale chyba twarz Jasia sprowokowała następne pytanie. Wchodzisz sam?
Mama może?

Może…

Szybkie zdejmowanie wszystkich metalowych przedmiotów. Łańcuszki, zegarek…i zniknęli za drzwiami.
Mama i Jasiu.
Janek ułożył się bez problemu i wjechał do rury. Mama może stać z boku i smyrać palce stopy. Rozlegają się bardzo głośne sekwencje dźwięków: dudnienia, piski, dźwięk młota udarowego, skrzeczenie sroki, walenie w talerze…jakby szalony perkusista wyżywał się po kolei na każdym bębnie ogromnej perkusji, walił po rurach kaloryferów, kijem po sztachetach płotu…Janek leży w słuchawkach, musi leżeć nieruchomo. Głowa nie ma prawa drgnąć mimo, że dźwięki są momentami takie jakby sufit zaraz miał zwalić mu się na głowę.

Sam na sam że swoimi myślami 14 latka i pytaniami.

Co się dzieje? Dlaczego nagle zacząłem kuśtykać? Dlaczego mogę się swobodnie kłaść. A wtedy nie mogłem. Jest źle czy dobrze? Co się dzieje w mojej głowie? Leki działają? To czemu gorzej chodzę? Tata mówi, że jak leki rozwalają guza to może coś się dziać dziwnego i mam się nie przejmować. To dlaczego nie mogłem zjeżdżać ze zjeżdżalni na basenie…

20 minut walenia dźwiękami po głowie.

Nagle wszystko cichnie. Janek wyjeżdża z rury. Pani pojawia się że strzykawką kontrastu. Zimny płyn rozlewa się po całym ciele. Jak w ciągu kilku sekund dostaje się do pnia mózgu skoro żaden lek nie może się tam przedostać?
Mama przytula…i już wjeżdża z powrotem na dogrywkę… Znów dudnienie, ale Jasiek już wie że to będzie krócej. Czuje smyranie po nodze. Miłość jest przy mnie. Nie boję się.
Cisza
Cisza
Cisza
Wyjeżdżam z rury.
Koniec
Drzwi się rozsuwają. W końcu można wyjść.

Wychodzą.
Mama i Jasiu.
Uff…
Tata wstukuje w Messengera…udało się już wyszli…cała ekipa przysyła buźki i podniesione kciuki.
Tata mówi uśmiechnijcie się… robię zdjęcie..miny ponure
Tata mówi coś głupiego…cyk zdjęcie…
Uśmiech 

Jutro telefon z pytaniem o wynik.
Musimy dotrwać do tej chwili.
Będziemy się starać o tym nie myśleć.
To bardzo trudne…
Jutro rano samolot do Zielonej Góry.
Dom, Babcia, Dodzi,własny pokój, najlepsze lekarstwo
I gdzieś w południe ten telefon…

Tags: No tags

Comments are closed.