Maska z naleśnika, czyli przygotowanie do radioterapii

Dopiero co w niedzielę odwoziłam rodziców z Jaśkiem na pociąg do Zielonej Góry, a już w środę o 21 zgarniałam ich z Warszawy Centralnej. W czwartek rano szybkie śniadanie i mobilizacja, ponieważ o 10 mieliśmy już być na Wawelskiej, gdzie przeprowadzana jest radioterapia. Tam w końcu miałam przyjemność osobiście poznać dr Chojnacką, o której tyle dobrego słyszałam od rodziców i Jaśka. Dr Chojnacka od razu rozpoznała Jaśka, podeszła do niego, podała mu rękę i zapytała jak się czuje. Wielokrotnie zapewniała go, że nie ma czego się obawiać, ze we wszystkim mu tutaj pomogą a jak będzie miał problem z położeniem się na płasko to nic się nie stanie, nikomu się nie spieszy, wszyscy są tutaj dla niego i nie ma powód do nerwów. Po rozmowie z Jaśkiem z wielkim uśmiechem przywitała się z rodzicami i ze mną.  Potem porwała Jaśka na uformowanie specjalnej maski do naświetlań. Jasek musi mieć nową maskę, ponieważ czasu ostatnich naświetlań urósł 10 cm i przytył prawi 10 kg! Taka maska najpierw jest w formie płaskiego naleśnika z dziurkami na oczy i nos, potem jest wkładana do ciepłej wody (chyba – nie dopytałam) i chwilę później jest gotowa do nałożenia. Jasiek został ułożony na płasko na specjalnym łóżku, przemiłe panie położyły mu maskę na twarzy i przypięły po bokach i na czubku głowy specjalnym klamrami do łóżka. Jasiek został unieruchomiony na kilkanaście minut, teraz mogliśmy żartować, że skoro nie może się ruszać to zaczniemy mu wyrywać włosy z nosa 😀 Na szczęście nic takiego się nie stało. Po chwili maska zaczęła wytracać temperaturę i z przyjemnego ciepłego “naleśnika” zaczęła zamieniać się w twardą, chłodną strukturę. Na masce zaczęły pojawić przyklejane pospiesznie plastry i rysowane odręcznie linie odpowiadające liniom wyznaczanym przez laserowe wskaźniki,  nakierowanym na twarz Jaśka. Na szczęście niedługo potem cały proces formowania maski został zakończony, klamry zostały odpięte a Jasiek uwolniony.

Pani Dr Chojnacka znów podeszła do nas na korytarzu i z uśmiechem powiedziała do Jaśka, że był bardzo dzielny i że teraz ma chwilkę przerwy, a za chwilkę czeka go jeszcze tomograf i może jechać do Centrum Zdrowia Dziecka. Jeśli chce to może na tomograf pójść razem z mamą albo siostrą, żeby było mu raźniej.

Chwilę później weszłam z Jaśkiem na tomograf, dwie lekarki bardzo uważnie ułożyły Jasia do badania a ja dostałam duży, ciężki różowy fartuch do założenia.  W trakcie badania Jasiek bardzo mocno się wzdrygnął i trzeba było je powtórzyć. Później powiedział mi, że w trakcie badania znów poczuł charakterystyczny zapach maski, który kojarzy z pierwszych naświetlań. Samo badanie trwało dosłownie z 2 może 3 minuty i na szczęście nie było tak głośne jak rezonans.

 

Po załatwieniu wszystkiego na Wawelskiej, musieliśmy pojechać do Centrum Zdrowia Dziecka,gdzie rodzice byli umówieni z dr Moniką Kuriatą. Denerwowaliśmy się tym, ponieważ dopiero teraz mieliśmy się dowiedzieć, czy Jasiek nie będzie potrzebował poddać się zabiegowi wstawienia specjalnej zastawki. Pani doktor jak zwykle przyjęła nas bardzo serdecznie i była świetnie przygotowana do spotkania. Przekazała nam, że neurochirurg Profesor Roszkowski uznał, że na pewno nie ma potrzeby wstawiania zastawki. Ponadto dobry stan fizyczny Jasia powoduje, że nie trzeba podawać mu sterydów na zmniejszenie opuchlizny guza. Kamień spadł nam z serca, cieszymy się że unikniemy kolejnego obciążania Jaśka nowymi lekami czy zabiegami.

Rozpoczęcie naświetlań zaplanowane jest na najbliższy czwartek lub następny poniedziałek. Czekamy na telefon od dr Chojnackiej.

Po załatwieniu wszystkich medycznych tematów, rodzice mieli zaplanowane jeszcze jedno przyjemne spotkanie, ale to tym napisze już Ula w osobnym poście!

Tags: No tags

Comments are closed.