Wycieczka na wyspę Symi

Image may contain: sky, outdoor, water and nature

Wróciliśmy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni…wycieczka była świetna. Mieliśmy kapitalną przewodniczkę, która mówiła bardzo ciekawie i naprawdę na najwyższym poziomie. I o historii wysp i o mitologii i o kościele ortodoksyjnym masa wiadomosci i świetne anegdoty.
Była szefową biura turystycznego w Grecji i jak powiedziała weszla nie do tego baru i spotkała tego faceta…zakochała się wyszła za mąż i od 8 lat mieszka na Rodos.

A nie zapowiadało się za ciekawie, bo choroba morska dopadła Jasia juz w autobusie…raczej związana z lekiem niż z kiwaniem, chociaż grecki kierowca wielkim autobusem jechał na zasadzie gaz hamulec. I kiwał autobusem jak statkiem podczas sztormu.

Symi to jedna z najciekawszych wysp archipelagu Dodekanezu 43 km od Rodos prom płynie 2 godziny. Jest tylko 5 km od wybrzeży Turcji. Zamieszkała jest od 3500 lat…To tutaj podobno Prometeusz lepił człowieka z gliny po tym jak wykradł bogom ogień. To tutaj syreny wabiły żeglarzy swoim śpiewem… A wyspa nazwę wzięła od jednej z Charyt nimf morskich.
Na Symi jest też jedno z najsłynniejszych słynących cudami sanktuariów Sw. Archanioła Michała
Imię Michał oznacza Któż jak Bóg! Św. Michał Archanioł z radością przyjął wszechpotężnego Boga jako swego Stwórcę i Pana. Stojąc na czele wszystkich dobrych aniołów, obwieścił chwałę Boga i całkowitą wierność Jemu w walce przeciw Lucyferowi i zbuntowanym aniołom (por. Ap 12,7-9).
Klasztor Panoramitis…

 

Ale wracamy na statek… Wielki tlum ludzi… mogliśmy obserwować spokojnych Szwedów i Niemców, żywiołowych Włochów, rozgadanych Greków, ciekawskich Polaków i podsmiewać się z manier Rosjan. Pancia z Moskwy na pokładzie, gdzie nie było miejsc i ludzie stali położyła torbę na ławce i była bardzo z siebie dumna, że nikt nie siedzi a jej torba siedzi. Jak wracaliśmy i Jasiu był zmęczony Tata szybko usadził ruska rodzinę na swoich miejscach i zrobiło się miejsce nie tylko dla nas…

Mijaliśmy wyspy i wysepki… większość to były wulkaniczne skały z pionowymi zboczami zatopione w lazurowej wodzie. Bezludne… przyciągały oczy jaskinie , pojedyncze drzewa, gołoborza wpadające do morza, zatoczki gdzie uderzające fale tworzyły sycząca pianę tak białą, że można uwierzyć, że Afrodyta urodziła się z morskiej piany.

W końcu wpłynęliśmy w zatoczki między wyspami i oczom ukazały się wille na stokach skał…kolorowe w stylu weneckim z trójkątnymi fasadami z okrągłym oknem… Wyspiarze wiedzą, że ich przodkowie mieszkają nadal z nimi i żeby bez skrępowania mogli ich odwiedzać, kiedy chcą mają specjalne niekrepujace okno…

Nasza przewodniczka perfekcyjnie panowała nad polską grupa. Jako jedyni mieliśmy małe odbiorniki ze słuchawką…przez którą płynęły opowieści… Zaprowadziła nas na starówkę…wszyscy witali Agnieske…w sklepiku z ziołami Grek całkiem dobrze opowiadał głupoty po polsku i panowie dostali po paczuszce Sextea gratis… Na koniec pokazał poduchę tych ziół Duża problem no problem:))) Potem wylądowaliśmy w starym kościółku ortodoksyjnym. Pani nam opowiedziała czym różni się katolicyzm od ortodoksyjnego kościoła greckiego… Bardzo ciekawe… Historia schizmy… muszę o tym poczytać. Papież nie uratował Konstantynopola. Grecja wraz z całym Bizancjum na setki lat wpadła w ręce Turków. Symijczycy słyneli z budowy statków i załatwili sobie dzięki temu bardzo korzystne warunki autonomii. O co Grecy do dziś mają pretensję. Symi kwitlo… aż do czasu kiedy siła ludzkich rąk poruszająca wiosła została zastąpiona silnikiem parowym. Zobaczyliśmy brodatego księdza, który się do nas uśmiechnął. I kościół obrośnięty kwitnącymi oleandrami… Super. Potem sklep z naturalnymi gąbkami. Po drodze minęliśmy pomnik małego polawiacza gabek Michaela, z prętem którym odrywa się podczas nurkowania gąbki od podłoża. Dowiedzieliśmy się, że te gąbki z najgłębszych skał mogą służyć całe życie i nigdy nie staną się siedliskiem bakterii tak jak gąbki syntetyczne. W pięć minut staliśmy się ekspertami od gąbek kremów z oliwek i mydeł…

I czas wolny. Ponieważ wyspa jest daleko w tawernach i knajpkach owoce morza pochodzą z własnych połowów. Jest to najbardziej tradycyjna grecka kuchnia. Poszliśmy do knajpki polecanej przez przewodniczkę i zamowilismy talerz z owocami morza. Małe krewetki występujące tylko wokół wyspy Symi…grillowana ośmiornice sardynki na głębokim oleju, kalmary, duże krewetki większe od naszych raków…wszystko było pyszne. Piliśmy ziołowe wino …na deser pyszne czerwone…
Podobno Symi to greckie Saint Tropez. Przyjeżdża tu cały świat.A Pani przewodnik tydzień temu widziała w jednej z knajpek Erica Claptona.

Po pysznym obiedzie zaliczyliśmy sklep z gąbkami… Lody…i prawie w ostatniej chwili dotarliśmy na pokład.
Do klasztoru Archanioła płynie się na drugi koniec wyspy ok 40 minut.
Sam kościółek jest malutki – obraz Archanioła ubrany jest w srebrna szatę… Twarz jak na starej ikonie…mroczna, tajemnicza i czarne wielkie oczy spoglądają prosto w serce…
Nie potrafilismy ukryć wzruszenia… Michał… Któż jak Bóg!!! Wyciąga prawą rękę okutą w srebrną zbroję… Rękę, do której można było dotknąć przez szybę…a drugą ma wzniesioną w górę…jakby przekazywał prośbę duszy bezpośrednio samemu Stwórcy.
Archanioł słyszał naszą prośbę…Jedną ręką dotykałem Jego ręki… A drugą trzymałem Jasia…
Wiesz o co Ciebie prosimy…
Zapaliliśmy świeczki przy wyjściu z sanktuarium. Pani Przewodnik opowiedziała nam o ostatnim cudzie jakim żyła cała Grecja niedawno…Podczas noworocznych fajerwerków ktoś wystrzelił na wiwat z pistoletu. Spadający nabój trafił w 7 letnia dziewczynkę. Umierała. Ojciec z Aten przyjechał promami modlić się do sanktuarium. I stał się cud… Dziewczynka przeżyła.
Wyszliśmy z Mamą zapłakani od Archanioła Michała…ma zlecenie z Polski na cud…
Bardzo go prosiliśmy o pomoc….

Zwiedziliśmy już prawie biegiem dwa przyklasztorne muzea. Jedno ze zbiorem kapitalnych starych ikon.
I już trzeba było biec na statek.
Na pokładzie w drodze powrotnej wszyscy spali. W Rodos port otoczony jest murami starego fortu. Bardzo malowniczy widok…autobus…kolacja…i w drodze do pokoju jeszcze jedna atrakcja… koncert ludowego greckiego zespołu i oryginalne greckie tańce… Ale już nie mieliśmy siły, żeby zostać. Mama nie dała się namówić na zatańczenie Zorby… A Jasiu już ciągnął… Do pokoju… Zmęczony ale uśmiechnięty.
Znów był bardzo dzielny… Dał radę z zakrytym okiem i chwiejnym krokiem.

Image may contain: 1 person, smiling, mountain, sky, ocean, outdoor, water and nature

Image may contain: one or more people, sky, mountain, outdoor and nature

Image may contain: 1 person, food

Image may contain: 4 people, people standing

Image may contain: people sitting, table, living room and indoor

Image may contain: food

Image may contain: 2 people, people playing musical instruments and people standing

Opublikowany przez Marek Mieszkiełło Poniedziałek, 15 lipca 2019

 

Tags: No tags

Comments are closed.